Przyjacielu, którego nie mam
Drogi Przyjacielu, którego nie mam...
Tylko Tobie mogę powiedzieć jak podle się czuje dziś moje serce, jak ciężkie są moje łzy, jak bezradne mam ciało wobec tego przed czym postawił mnie los...
"Mama, mama, mama ostrzegała będziesz sama..." - dziś te banalne słowa piosenki wryły się głęoboko w moje połamane serce. Nie, Przyjacielu, nie chce Ci napisać tylko o tym jak bardzo boli rozczarowanie, że Człowiek, któremu myślałam, że dałam wszystko, urodziłam Córeczkę, z którym razem straciliśmy pierwsze Dziecko- Synka, okazał się jednak kimś, kto nie umie tworzyć Rodziny. Nie, nie jest tylko złym człowiekiem. Owszem, bywał dobry, bywał nawet wspaniały, tylko to wszystko było przeplatane ogromnymi zawodami mojego zaufania... jest uzależniony od dopalaczy i alkoholu. W drugiej ciąży (z Córeczką) postawiłam Mu ultimatum -albo idziesz na terapię albo z nami koniec. I poszedł. Myślałam, że jest na tyle silny a my dla Niego ważne, że wygra z nałogiem. Niestety przez te ostatnie 3,5 roku od odwyku nadal zdażają się wyjścia na dzień/dwa bez wieści, za to ze sporym obciążeniem domowego budżetu... Myślałam, bardzo naiwnie jak się okazuje, że mam na Niego wpływ... że miłość do nas będzie silniejsza... Pomyliłam się. Za dużo oczekiwałam...
Przyjacielu, dodatkowo jestem na tak podłym etapie życia, że od stycznia tego roku walczę o to by nie być sparaliżowana 4-Kończynowo... :-( w styczniu trafiłam niespodziewanie do szpitala, tam wyrok operacji neurochirurgicznej na CITO... Malutka miała wtedy zaledwie 2 latka i 1 miesiąc... Przez sytuację panującą w Polsce na operację czekałam 5 miesięcy. Przez ten czas żyłam w przekonaniu, że albo niebawem umrę albo zostanę sparaliżowana i resztę życia będę kłopotem leżącym w łóżku... A nie po to urodziłam Dziecko, by się mną zajmowało...
Po 5-godzinnej operacji był trudny dla mnie czas. Pierwsze 2 tygodnie nie mogłam wrócić do Córeczki. Kolejne 5 tygodni ból był okropny, ale żyłam nadzieją, że rehabilitacja pomoże. Niestety, po 3 miesiącach od operacji okazało się, że jest jeszcze gorzej... :-( Kolejna proponowana operacja to jakiś dramat - usunięcie 4 całych kręgów szyjnych, wstawienie płytki tytanowej, operacja obaczona ogromnym ryzykiem, po której już nigdy nie wróciłabym do pracy... a mam 32 lata... wybrałam ryzykowne rozwiązanie życia z silnym bólem neuropatycznym obwodowym, z co najmniej raz na kwartał kontrolą u neurochirurga. W każdej chwili moge stracić bezpowrotnie czucie w prawej ręce, ponieważ mam całkowity brak sygnału z korzeni z miejsca operowanego w szyi do prawej ręki...
I wiesz co Przyjacielu? Powiedz mi jak mam żyć dbając o siebie, nie dźwigając gdy przychodzi mi całkowicie samej wychować tak mała jeszcze Córeczkę? :-( Tylu rzeczy już nigdy nie zrobię, tak beznadziejna jestem... przede mną wiele badań do końca życia, wiele pobytów w szpitalu i na rehabilitacjach... jak mam organizować opiekę do Malutkiej będąc zdana tylko na siebie... mam tylko Mamę, która nie dość, że pracuje, to mieszka bardzo daleko... nie stać mnie na Nianię, która mogłaby tu być z Maleńką np. przez 2 tygodnie gdy ja będę w szpitalu... Nawet na leczenie musiałam pierwszy raz w życiu założyć publiczną zbiórkę ;-(
Przyjacielu, jestem załamana.
Oprócz ogromnych problemów z kręgosłupem, gdzie już lepiej nie będzie... okazało się, że mam do usunięcia lewy płat tarczycy. Jestem wrakiem człowieka, wadliwą postacią... jak ktoś taki może sam wychować Dziecko...